ARCHIWUM

Sylwester Byzdra
Odsłony: 2074

Cześć. Mam na imię Karolina. Jestem dziesięciolatką i chodzę do trzeciej klasy. Moje oczy są koloru zielonego, a włosy kasztanowego. Mam malutki nosek, usta czerwone i szerokie. Lubię kolor zielony i niebieski. Kocham nosić czerwoną koszulkę na ramiączka, niebieskie dżinsowe spodnie, czarny kwiatowy szal, biało – różowe skarpetki i moje ulubione bordowe trampki.

 

Mam tylko mamę i babcię. Dziadek wraz z tatą zginęli w wypadku samochodowym, kiedy miałam cztery lata. Jestem jedynaczką. Znaczy to, że nie mam rodzeństwa. Czasem myślę o tym, jak byłoby, gdybym miała starsze lub młodsze rodzeństwo. Może z młodszym bratem lub siostrą chodziłabym na spacery, bawiłabym się klockami i różnymi innymi zabawkami. Uczyłabym ich wiązać sznurowadła. No, ale starsze rodzeństwo pomagałoby mi. Weźmy takiego starszego brata. On pomagałby mi w obsłudze komputera, gimnastyce, koszykówcei piłce nożnej, ale siostra też starsza, uczyłaby mnie jak modnie się ubierać, pożyczyłaby mi swoje ubrania, torebki, buty oraz biżuterię. Mogłybyśmy rozmawiać ze sobą na rozmaite tematy, wspólnie rozwiązałybyśmy różne nasze problemy. No to o tym mogę sobie pomarzyć. Myślę, że jest lepiej tak jak teraz. Mama i babcia poświęcają większą uwagę mi, a ja nie chcę, żeby to się zmieniło. Zamiast rodzeństwa chcę mieć pieska. Takiego małego z rasy york. Psiaczek miałby sierść z domieszką brązowego. Na główce robiłabym jej, bo chcę mieć suczkę, maleńkiego kucyka, na środku, bo byłoby jej ładniej. Do kucyka przyczepię wstążkę, ale czerwoną. Hmm… może powiem o tym mamie? Tak, powiem jej. Chyba jest w kuchni.

-Cześć mamo! Gdzie jesteś?!

-W kuchni na dole!

-Hej mamuś.

-Witaj skarbie, gdzie ty byłaś?

-Na dworze.

-Aha. A chcesz coś do picia ?

-Nie, ale…

-Co takiego?

-Bo sprawa jest taka, że chcę mieć pieska rasy york. Zaadoptujemy go ze schroniska, to znaczy ją, bo ma to być suczka.

-Yyy….

-Co takiego mamo?

-Nie, nic.

-Jesteś pewna?

-Tak.

-Ale na pewno?

-Na pewno.

-To idę do salonu.

-Nie!

-A dlaczego? Nigdy mi nie zabraniasz.

-Idź teraz do babci, ona jest w swoim pokoju.

-Dobrze idę, ale zastanów się nad tym.

-No to już idź. - oznajmiła mama.

Myślę, że coś szykuje albo dla babci, albo dla mnie. Ciekawe, co mi babcia powie, bo jak mamusia szykuje coś dla mnie np. przyjęcie z okazji moich urodzin, to babcia mi mówi, co i jak.

-Cześć babciu!

-Ooo. Witaj Karolinko!

-Babciu, mama nie wpuszcza mnie do salonu, no nie tak dosłownie, tylko mówi mi, żebym tam nie wchodziła .

-No dobrze, ale co ja mam do tego?

-Bo tak sobie pomyślałam, że może ty coś na ten temat wiesz?

-Niestety, nic ci nie mogę powiedzieć.

-To jednak ty coś wiesz?!

-Nie.

-Oj babciu, dosłownie przed chwileczką sama powiedziałaś, że coś tam wiesz.

-Dobrze, wiem, ale i tak ci nic nie powiem.

-Tak? To w takim razie idę do mojego pokoju, tam się pobawię.

-Karolinko, tylko nie wychodź na balkon, bo trochę pokrapuje deszczyk .

-Masz to u mnie jak w banku. I nagle usłyszałam jak mama zaczęła mnie wołać:

-Córciu! – wołała.

-Słucham mamo? Gdzie jesteś?

-W salonie.

-No to już idę, a mogę wejść?

-Tak powiedziała. I nagle ujrzałam dużo osób, które śpiewały:

-Sto lat, sto lat- na cały głos.

-Wszystkiego najlepszego!

Mama wniosła tort.

-No tak. Przecież dziś są moje urodziny. Zapomniałam.

-Kochanie, pomyśl życzenie i zdmuchnij wszystkie świeczki. Chyba wiesz jakie było?

-Już.

Nim się obejrzałam, każdy podchodził do mnie i dawał mi prezenty.

- Och! Bardzo wam wszystkim dziękuję.

-Córeczko jeszcze jeden prezent od babci i ode mnie.

I z kuchni do salonu przybiegł mały piesek. Taki jak chciałam i był to piesek rasy york.

-Mamo! Babciu! Bardzo wam za to dziekuję! Moje życzenie urodzinowe się spełniło. Bardzo wam kochani dziękuję. To idę z nią na spacer. Pa.

-Córciu! A tort?

-Zjedzcie go sami i dla mnie troszkę zostawcie!

-Córciu, obroża i smycz są w ganku na krześle.

-Ok.

Pobiegłam z nią na dwór. Po powrocie, mama i babcia spytały, jak chcę ją nazwać.

-Lusia - powiedziałam.

Potem wszyscy zjedli kolację, no i ja swój tort, a Lusia zjadła karmę dla psów i wypiła ciepłe mleczko. Następnie mama naszykowała jej świeże posłanie.

Postawiła łóżeczko Lusi przy moim łóżeczku. Poszłam do łazienki po to, aby się umyć i przebrać w piżamę a gdy wróciłam, Lusia spała na moim posłaniu. Kiedy włożyłam ją do jej legowiska, to wskoczyła z powrotem na moje łóżko. bała się spać sama. Przez całą noc spała ze mną. Wstałam rano i zobaczyłam, że obok mnie nie śpi Lusia. Szybko zerwałam się z łóżka i obszukałam cały pokój. Nigdzie jej nie było. Cała zapłakana zbiegłam po schodach na dół do kuchni, żeby powiedzieć mamie o zaginięciu Lusi.

Kiedy weszłam do kuchni, ujrzałam mamę, która karmiła psinkę mlekiem i suchą karmą z jakimiś dodatkami. Pobiegłam do kochanej psiny i utuliłam ją bardzo mocno, a mama zdziwiona moim zachowaniem spytała:

-Córciu, co się stało? Czemu płaczesz?

-Bo myślałam, że Lusia uciekła ode mnie.

-Żabko. Przecież ona nie uciekła od ciebie, tylko była głodna, więc zeszła do kuchni, to dałam jej jeść i pić.

-Ale ja nie wiedziałam.

-Córeczko zapewniam cię, że Lusia nigdy od ciebie nie ucieknie.

-Mamusiu mam do ciebie pytanie.

-Jakie skarbie?

-Skąd ty to wiesz?

-Tak po prostu. Ona cię kocha, to widać.

-Mamusiu, Lusia nie chce spać w swoim łóżeczku, czy może spać ze mną?

- O ile nie przeszkadza ci w spaniu, to tak.

- Mamo, a ona jest odpchlona i czyściutka tak?

-Yhy.

-Kocham Cię.

-Ja ciebie też, tylko idź do łazienk,i umyj buzię i ręce i uczesz się, przebierz i przyjdź na śniadanie, dobrze?

-Dobrze. To ja lecę – powiedziałam.

I szybko pobiegłam do łazienki. Potem zeszłam na dół do jadalni. Razem z babcią i mamą oraz Lusią zjadłam przepyszne śniadanie. Następnie poszłam z Lusią na spacer i po drodze spotkałam moją przyjaciółkę Olę. Kiedy zobaczyła mojego pieska, to ucieszyła się jeszcze bardziej niż ja, kiedy ją dostałam. Tak ją zaczęła tulić, że Lusia od niej uciekała. Już za nic nie chciała do niej podejść. To było zabawne. W pewnej chwili zadzwoniła mama i pytała się, kiedy wracam do domu. Powiedziałam, że już wracam.

A gdy przyszłam, wujek z ciocią przyjechali, bo wczoraj nie mogli. Przywieźli mi mnóstwo słodyczy i zabawek. Wiedzieli już o Lusi, więc przywieźli też coś dla niej. Ona również się ucieszyła. Dostała piękną zieloną kostkę i czerwoną, z lekką barwą żółtego piłkę do gryzienia.

Ale co było dalej, opowiem wam w kolejnej krótkiej książce „Wymarzony zwierzaczek” To do przeczytania. Pa!!

Koniec

Angelika. G. kl. V

Kategoria: